Szybki wzrost płac, rosnące koszty transportu i przeszacowany Renminbi, czyli chińska waluta yuan powoduje, że produkcja jest w Chinach dla zachodnich firm jest coraz bardziej kosztowna. Dlatego coraz więcej firm rozważa, albo już wykonała pierwsze kroki do powrotu z produkcją swoich towarów do rodzimych państw.
Opinię francuską zaskoczył niedawno prezydent Nicolas Sarcozy, którego zabiegi w kampanii wyborczej coraz bardziej przypominają zachowania zawodnika wyścigu Formuły 1 o cenne trofeum, ostatnio stwierdził, iż ten będzie największym patriotą ( w domyśle francuskim), kto sprowadzi z zagranicy z powrotem produkcje, a wiec i biznes do rodzimej Francji. Ale nie trzeba takich politycznych sygnałów i zachęt, bo sami przedsiębiorcy wcześniej zauważyli zbawienny wpływ przeniesienia produkcji z Dalekiego Wschodu z powrotem do matecznika. W ten sposób świadomie czy podświadomie spowodowali znaczne ograniczenie procesu globalizacji.
Najlepszym tego przykładem jest francuski producent zabawek firma Meccano, których właściciele Michael i Alain Ingberg w ostatniej dekadzie zwanej outsourcingsboom, przenieśli całą swoja produkcję do Chin. Właściwie zamknięto wówczas produkcję w rodzimym Calais i dopiero dwa lata temu 20 procent produkcji przeniesiono ponownie do Calais. Chiny szybko się zmieniają. Rosną wynagrodzenia, lokalna waluta jest przeszacowana a do tego koszty transportu rosą niebotycznie – narzekają Francuzi. Poza tym brakuje coraz częściej pracowników i przedłuża się czas wykonania kontraktów. I co wymyślili nad Sekwaną, otóż wspomagają taką biznesowa repatriację przez specjalnie powołany fundusz, który wspomoże ich wysiłki sumą 2.2 Mld euro.
Media francuskie posiłkują się też innym znamiennym przykładem Genevieve Lethu, producenta renomowanych naczyń kuchennych i porcelanowych talerzy, który też zdecydował przenieść z powrotem swoją produkcję do francuskiego Savoy, ponieważ… nie zostały do końca spełnione wymogi, jakości podwykonawców chińskich.
Znani ze swojej pragmatyczności Austriacy z firmy Kapsch już przenoszą produkcję urządzeń nawigacyjnych dla kolei z Chin do Austrii. I okazuję się, że tę samą pracę i przy zachowaniu tej samej wydajności, którą w chińskiej dolinie perłowej wykonywało 500 Chińczyków, w Austrii wykonuje 50 pracowników. Oczywiście, że koszty pracy są nadal wyższe o jakieś 5 procent w Austrii, ale jak wzrosną w Chinach o 20 procent – jak przewidują optymiści -nie będzie kraj środka już konkurencyjny. I jeszcze jedno, z Wiednia łatwiej i szybciej może firma reagować na zamówienia i potrzeby jej europejskich klientów. To ogromna motywacja i koło zamachowe powrotu produkcji do Europy.
Podobnie w Niemczech jest coraz więcej fabrykantów, którzy powracają z produkcją po zachłyśnięciu się chińską taniością na Ren. I tak znany wytwórca patelni niejaki Marcus Linnepe przewidując niekorzystne dla inwestorów nadchodzące zmiany prawie pracy ponad 80% produkcji swoich znakomitych patelni i garnków wytwarza w niemieckim Arnsberg.
Po licznych analizach okazuje się, że dobra lokalizacja a nie zawsze koszty wytworzenia i dostępność jest bardzo istotna dla produkcji i sprzedaży.
Tendencja jest nowa, ale stale się rozszerza. Kryzys spowodował, że większy nacisk kładzie się na rodzime gospodarki, na jej wzmocnienie, a nie wyłącznie na koszty produkcji, na ich obniżanie za wszelką cenę. Zwycięża chęć uzdrowienia i zdynamizowania gospodarek krajowych. Wiele koncernów, dlatego nie tylko rozważa, ale wprowadza w życie program powrotu z produkcją do macierzystego kraju. Fachowcy uważają, że produkcja na miejscu powoduje nie tylko podwyższenie jakości, ale rozsądny i przewidywalny termin dostaw. Po presją odbiorców terminy stają się coraz krótsze, a efektywnie podołać tym wymogom można wyłącznie będąc na miejscu, a nie poprzez elektroniczne sterowanie z oddalonymi o 9 tyś. kilometrów fabrykami. W latach 2006-2009 – o czym nie specjalnie się mówiło – spadło o 40% przenoszenie produkcji firm niemieckich na Daleki Wschód.
Dotyczy to także gospodarki Wielkiej Brytanii. Co siódme brytyjskie przedsiębiorstwo przeniosło z powrotem na wyspy swoją produkcję z Chin. Lee Hopley z brytyjskiej organizacji wspierającej producentów EFR wypowiedział ostatnio znamienne słowa:” Jak spojrzycie państwo jak w ostatnim czasie brytyjskie firmy z powodzeniem pokonują konkurencję, to zauważycie, że chodzi tu, o jakość, czas dostawy i serwis kliencki”. Rodzi się nowa jakość, w myśl zasady potrzeba matką wynalazków. Brytyjczykom przyszedł w sukurs zapewne niski kurs narodowej waluty, co też przyczyniło się do tego, że produkcja na Wyspach stała się ponownie opłacalna. Z 300 ankietowanych przez EFR w 2010 r. firm aż 70% wyraziła chęć przeniesienia produkcji na wyspy, co stanowiło dwukrotny wzrost do badań przeprowadzonych dwa lata wcześniej.
to jest tam taniej czy nie?
bank ofert pracy dla nauczycieli chińskiego w Warszawie http://preply.com/pl/warszawa/oferty-pracy-dla-nauczycieli-języka-chińskiego