Wolność finansowa, czy coś takiego istnieje, czy jest tylko marzeniem. Wolność finansowa kojarzy się wielu z możliwością przeżycia do pierwszego. Kto nie pamięta tego powiedzenia, byle do pierwszego, czyli dnia wypłat. Rolę debetowych kart kredytowych spełniały tzw. Chwilówki, też już zapomniany instrument finansowy PRL.
Ale pojęcie wolności finansowej, to projekcja oceanicznego bezkresu możliwości zaspakajania kaprysów, kupowania w nieskończoność nowych gadżetów i napychania się jak Alexis astrachańskim kawiorem popijanym wbrew sztuce francuskim szampanem. W tym kontekście przypomniałem sobie historię dokładnie sprzed 40 lat. Otóż prawie na samym starcie modelu państwa obiecywanego dobrobytu w kwietniu 1971 r. na okładce „Szpilek”, wówczas wiodącego tygodnika satyrycznego, które na swojej winiecie umieściło cytat z Krasickiego, że „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”, na okładce wydrukowano reprodukcję 1000-złotowego banknotu, co przypomnę było miesięczną pensją początkującego nauczyciela. Ta promocja mającej być za „moment” twardą walutą złotówki nie byłaby niczym zdrożnym gdyby nie dołączony do tego niby żartem tytuł – Jak przeżyć kilka lat za 1000 złotych? Odpowiedzi czytelnik mógł znaleźć w środku numeru. Żart przyniósł skutek nieprzewidzialny, który zatrząsł stołkiem ówczesnego redaktora naczelnego, którego fotel był notabene o rzut beretem od siedziby KC PZPR, redaktora Krzysztofa Teodora Toeplitza.
Otóż znalazło się kilku śmiałków i wesołków, którzy wycieli z gazety reprodukcje banknotów i udali się na zakupy. I proszę sobie wyobrazić, że w kilku sklepach kasjerki przyjęły te banknoty, co dzisiaj może świadczyć albo o wysokiej jakości poligraficznej wydawanych podówczas przez RSW Prasa Książka Ruch „Szpilek” lub o braku wyobraźni zatrudnionych przy wiecznie oblężonych sklepach – kasjerek. Niestety jakość poligraficzną należy a priori wykluczyć.
Jak kiedyś mi tłumaczył sam KTT oczywiście miał to być żart i prowokacja. Redaktor Toeplitz przejmując stery Szpilek chciał je uczynić z pisma humorystów, tygodnikiem dla intelektualistów, przemycającym gdzie się dało zawoalowaną krytykę ówczesnej rzeczywistości, prekursorem tego co później dane nam było podziwiać i śmiać się do rozpuku z filmów Staszka Barei. Historia może pozostałaby zabawną, gdyby nie sugestia wewnątrz pisma, że gdyby wyciąć te banknoty i zapłacić nimi w sklepie, to jest się narażonym na proces i więzienie z jakiegoś tam artykułu, traktującego o obrocie fałszywymi biletami Narodowego Banku Polskiego. I tu się wszystko zgadzało, za te 1000 zł. można było dostać kilka lat i takie też padły wówczas wyroki.
Najbardziej poszkodowanymi stali się oczywiście KTT, oszuści, którzy swoje odsiedzieli i rzeczywiście kilka lat przeżyli za 1000 zł. Cierpiała cała branża filmowa i teatralna. Otóż instytucja, która też swoją siedzibę miała nieopodal ówczesnej redakcji „Szpilek”, dzisiaj mieści się w tym miejscu modna kawiarnia, Urząd Cenzury – na samo wspomnienie ciarki przechodzą po plecach – wydał raz na zawsze przepis, że nikomu i pod żadnym pozorem nigdy więcej nie wolno reprodukować w prasie banknotów w naturalnym formacie i kolorze. Dzisiaj taki numer nie do powtórzenia z jednej prostej przyczyny, nie mamy banknotów 1000 zł. Może i dobrze bo jak się pojawią, to będzie sygnał, że trzeba kupować złoto i dolary. A to byłaby powtórka z rozrywki.