The Hermit Barber Shop w Warszawie, przy Placu Bankowym nr 1
Rozmowa z Marie-Pascalem Bernardem, barberem w The Hermit Barber Shop w Warszawie, przy Placu Bankowym nr 1
– Na witrynie pana zakładu widnieje napis „Fryzjer męski”, ale nie jest pan przecież fryzjerem?
– Nie dosłownie. Słowo fryzjer odnosi się bezpośrednio do fryzjerstwa damskiego i jest tradycyjnie związane z czesaniem i upinaniem włosów. Z czasem zaczęto nim opisywać osobę, która kompleksowo zajmuje się kobiecymi włosami. W Polsce mamy fryzjerstwo damskie i męskie, ale to mylne i raczej umowne nazwy. Bo to dwa różne zawody i dwie różne rzeczywistości. W historii barberzy wyrywali zęby, stawiali pijawki, dokonywali drobnych amputacji, strzygli włosy i golili zarost. Jestem barberem, bo taki noszę królewski tytuł zawodowy, tak mówię o sobie również w Polsce, gdzie tak naprawdę, jestem jedyny. Każdy Barber Shop tworzy się wokół osoby barbera. To on nadaje mu charakter.
– Mówi pan świetnie po polsku…
– Pochodzę ze szlacheckiej, polskiej rodziny, mam polskie korzenie, ale mentalnie jestem zakorzeniony w Wielkiej Brytanii, w której dojrzewałem. Tam usługi barbera to dziewięćsetletnia tradycja. Przyjechałem tu po to, by tę tradycję na nowo zaszczepić w Polsce. Mężczyznom brakuje bycia zauważonym. Chciałem im to oddać… Chcę, by polscy mężczyźni przestali się strzyc u fryzjerów własnych kobiet. Bo to bardzo smutne.
– Jak zdobywał pan doświadczenie?
– Ukończyłem najstarszą akademię barberingu uzyskując królewski tytuł zawodowy. To olbrzymie wyróżnienie. Egzaminy zdałem lepiej niż Brytyjczycy. Do tej elitarnej szkoły nie każdy może się dostać. Nauczyciele oceniają najpierw predyspozycje do zawodu. Podstawowa nauka trwa trzy miesiące. Egzaminy końcowe – ponad dwa tygodnie i obejmują kilkaset ćwiczeń praktycznych i całe tomy teorii. Byłem zuchwałym i dumnym uczniem. By wyrobić we mnie karność i angielską dyscyplinę zawodu bito mnie po rękach grzebieniem. I to poskutkowało.
– Ale to nie jest przecież zwykły zakład fryzjerski?.
– Chcemy, aby było to miejsce dla mężczyzn. Panowie przez całe lata byli nauczeni, że dbanie o siebie jest wstydliwe. Chcę pokazać, że nie tylko można być dobrze ostrzyżonym, mieć wypielęgnowaną brodę, ale też zadbaną skórę. Mężczyznom brakuje miejsc bezpiecznych, gdzie, między sobą, mogą porozmawiać o wszystkim, także o kosmetykach, codziennej higienie. The Hermit to coś więcej. To miejsce odpoczynku. Nasi goście przyjeżdżają, by z nami pobyć, wypić drinka, popracować, porozmawiać, zjeść razem obiad. Czasem przejeżdżając przez plac Bankowy czują potrzebę, by zwyczajnie wejść i powiedzieć: Cześć, byłem w okolicy!
– Polacy o siebie nie dbają?
– Niestety, nie bardzo i nie rozumiem dlaczego. Smuci mnie, że w Polsce fryzjerstwo wciąż jest nijakie, uważa się, że odrobina żelu i artystyczny nieład załatwi wszystko. Nie wspominam już nawet o higienie, która w polskich zakładach pozostawia wiele do życzenia. Nie dezynfekuje się narzędzi, nie myje się rąk.
– Czym jest wizyta w pana zakładzie?
– Obejmuje rozmowę, strzyżenie, pielęgnację i serwis po, co oznacza, że w ciągu pięciu dni od cięcia można wrócić i coś poprawić. Moje fryzury są skończone, tzn. mają ustalony kształt. Jednak każdą fryzurę można ułożyć na wiele sposobów i do tego zachęcam moich gości. Uczę ich jak nakładać produkt do stylizacji, tłumaczę, jak działa.
Często pytam o to, jak chcą być strzyżeni, o jakich włosach marzą. Niestety, nie wiedzą. Dorośli mężczyźni! To dowód na to, że nie zastanawiamy się nad sobą i brakuje nam wiedzy o stylu. To także dowód nierzetelności wielu poprzednich fryzjerów.
My tworzymy pewną łączność z naszymi gośćmi. Rozmawiamy o wszystkim: podróżach, teatrze, książkach, życiu. Wspaniale jest patrzeć jak się otwierają. Każdy dzień pracy jest dla mnie niespodzianą. Każdego z moich gości chłonę całym sobą. U nas jest gwar, rozmowy, śmiech. Zgodnie z tradycją, Barber Shop to miejsce spotkań, otwarte dla wszystkich.
– Wystrój The Hermit przygotowywał słynny hollywoodzki scenograf, Allan Starski, tak jak całego kompleksu przy Placu Bankowym?
– Tak. To niezwykle ciepły człowiek. I znakomity fachowiec. Doskonale wyczuł filozofię tego miejsca. Był u nas wielokrotnie, doglądał wielu spraw, o wszystko pytał. Chce wiedzieć, czy dobrze nam się pracuje w tym miejscu, czy jest „poręczne”.
– Czy można nauczyć się fryzjerstwa?
– Tak, można się nauczyć techniki i nabyć odpowiednią zdolność manualną, ale we fryzjerstwie jest pewna tajemnica. Nieuchwytna. Talent? Przeczucie? Wizja? Nie wiem jak to nazwać.
Trzeba mieć wiele cierpliwości i wyobraźnię, wielką uwagę i szacunek do człowieka. Ja poświęcam całego siebie klientowi i nigdy nie podchodzę do pracy niespokojny. Dobry fryzjer jest szczęśliwym człowiekiem.