
Po raz 45 odbędzie się najbardziej prestiżowa impreza końska w Polsce Pride of Poland. Jak co roku do Janowa Podlaskiego w Lubelskiem przyjadą miłośnicy konia arabskiego na trzydniowe pokazy, wybory najlepszego konia i kończąca tę imprezę aukcję. Przyzwyczailiśmy się już, że to właśnie w Janowie padały rekordy cenowe za nasze araby.
Jeszcze w PRL-u janowska stadnina osiągnęła za legendarną Penicylinę półtora miliona dolarów. Ci, co pamiętają te czasy wiedzą, o jakiej sumie mówimy, sumie, za którą można było wtedy nabyć 150 trzypokojowych mieszkań. Z łezką wspomina się tamte odległe czasy, ale i okazuje się, że także te sprzed kilku lat. Kiedy to sprzedano klacz z Michałowa za?1.250.00 Euro. Na tegorocznej aukcji sprzedano 26 koni za nieco ponad milion euro. Wydawać by się mogło, że na koniach można zarobić? Czy więc biznes nazywany umownie „końskim” może być dochodowym?
Inwestycyjni utracjusze
Z uczciwości dziennikarskiej na samym wstępie należy rozwiać nadzieje, nie jest i długo nie będzie. Stare powiedzenie krążące w świecie końskim w Polsce mówi” czy można zostać milionerem hodując konie? Owszem brzmi odpowiedź, pod warunkiem, że wcześniej było się miliarderem…”. Jak w każdej anegdocie tak i tu jest trochę prawdy. Znam przypadki bardzo bogatych przemysłowców zachodnich, którzy po 90. roku postanowili robić interes zakładając w Polsce, wówczas największą prywatną stadninę na Opolszczyźnie. Pomysł wydawał się prosty. Zakupiono ponad 100 hektarów gruntu, wybudowano nowoczesne jak na tamte czasy stajnie, krytą ujeżdżalnię, parkur i willę dla dyrektora. W zamyśle chciano produkować konie sportowe, rasy holsztyńskiej po to, aby w końcu sprzedawać je na rynkach europejskich za duże pieniądze. Utrzymanie konia w Polsce, zwłaszcza praca była i niestety jest dużo tańsza niż w podobnych stadninach Niemiec czy Austrii. Pomysł wydawałoby się znakomity. Jeżeli utrzymanie konia w Niemczech kosztuje 400-500 Euro w Polsce kosztuje tyle samo w złotych. Nie przewidziano jednak tego, że pod koniec lat 90. rynek koński w Niemczech się załamie na wskutek nadprodukcji konia sportowego i ogromnej podaży, a obiecujący rynek polski nadal pozostał obiecującym. Aby nie doprowadzić do skandalu i nie zagłodzić do końca 180 koni w dwa tygodnie sprzedano całą hodowlę i inwentarz. I tak zakończyły się sny o potędze. Takich przykładów można mnożyć. Na rynku polskim brakuje przede wszystkim rozsądku i pieniędzy. Dużych pieniędzy. Pozostaje pasja. Bo jak inaczej tłumaczyć fakt, że wspaniałomyślny syn wielkiego biznesmena polskiego „tego od gazu” sponsoruje zakup konia na jedna z olimpiad za prawie 400 tyś, dolarów, który w końcowej klasyfikacji olimpijskiej ląduje na ostatnim miejscu. Bo inne były za ponad milion dolarów….
Koń to prestiżowy dodatek
Otóż prawda jest taka, że większość stadnin w Polsce albo zarosła chwastami, albo przed ich bramami czai się komornik. Wspomniałem wyżej o wydawałoby się dochodowej stadninie w Janowie Podlaskim. Ale zarówno Janów jak i Michałów nie utrzymują się z koni tylko z mleka i krów, które hodują na terenie stadniny. Za kilkaset tysięcy można sprzedać jednego konia na tysiąc, a żeby uzyskać wysoką cenę trzeba konia wypromować, a to kosztuje nawet i 100 tys. dol. rocznie. A żyć trzeba….
Hodowla konia jest nierozerwalnie związana na całym świecie z wyścigami konnymi, które stanowią papierek lakmusowy dla koni wyścigowych. W Polsce udało się doprowadzić do stanu, że hazard koński stał się nieopłacalny. Na całym świecie hazard koński przynosi ogromne zyski, tylko nie w Polsce, Jak w tym dowcipie Pietrzaka, wpuść komunistów na Saharę, to piasku zabraknie…. Ostatnia próba i kolejne uratowania Służewca nie udały się, a jest to przecież najważniejszy sprawdzian dla tego segmentu biznesu, dla hodowców. Służewiecka spółka odnotowała dwa lata temu ponad 20 mln strat. To też należy zapisać do sztambucha tego biznesu, jeżeli pada koński hazard to jak mają się mieć ci, którzy chcą inwestować i wierzyć, że ich konie przyniosą im przychody…, Ale tutaj z kolei mamy do czynienia z tajemniczą być może zmową, albowiem ziemia służewieckiego toru ma wartość…1.5 mld euro…
Kopytne F1
Na wyścigi, do sportu i hodowli trafiają tylko konie wybitne. Konie wybitne rodzą się rzadko. A czy ma być wybitny czy nie to okazuje się po latach. A utrzymanie konia słabego i wybitnego kosztuje tyle samo. Statystyka nie kłamie. Mamy ok. 365 tys. koni w Polsce. Większość (320 tys.) jest w rolnictwie. Reszta pracuje pod siodłem w ośrodkach jeździeckich, szkołach nauki jazdy, służy w wojsku, policji lub straży miejskiej, jest wykorzystywana w hipoterapii, agroturystyce. Ale najbardziej wstydliwą sprawą dla całego końskiego biznesu jest fakt, że zaledwie kilka procent, niektórzy twierdzą, że w porywach dwa procent to konie rasowe w Polsce. Pozostała liczba to konie rzeźne, na których rocznie zarabiamy ponad 150 mln złotych. Jak to się ma do sum uzyskiwanych za sprzedaż „pride of Poland” za nasz drugi symbol narodowy, za najlepsze konie… Nijak? Bo dalej drążąc temat, nie na koniach sportowych, nie na naszej długoletniej myśli hodowlanej, ale na rzeźnym koniu trafiającym na restauracyjne stoły przede wszystkim we Włoszech robimy pieniądze. Kiedyś centrala Animex sprzedawała w latach 70. i 80. do 160 tys. sztuk rocznie, za co inkasowała do 100 mln dol. Po protestach obrońców zwierząt (konie transportowano w koszmarnych warunkach) Włosi kupili w Polsce kilka ubojni i teraz wywożą z Polski mięso końskie.
Władysław Gomułka, w swoim przemówieniu w latach 60. stwierdził, że konie zjadają Polskę, a miał na myśli fakt, że jedzą owies, na areale, na którym można by siać wydajniejszą pszenicę. Dzisiaj niestety nasze rumaki o ironio losu są zjadane przez smakoszów w zachodniej Europie. Naszym narodowym obowiązkiem jest, aby to uległo.