Szefowie z Wall Street zarabiają 124 razy więcej, niż ich pracownicy
Zarobki szefów z Wall Street mogą budzić zazdrość nawet u niemieckich bankierów. W ubiegłym roku średnia pensja zatrudnionego w jednym z pięciu na Wall Street wyniosła 148,740 dolarów. Można powiedzieć, że w bankowości po latach chudych przyszedł czas na te, z przyjemnością nazywanymi tłustymi. Podobno nie dotyczy to według “Wall Street Journal” wynagrodzeń szefów dużych banków z Wall Street, dla których wysokie zarobki są nadal przyszłością.
Suma, którą zarobiło pięciu CEO a więc Jamie Dimon (JPMorgan Chase), Lloyd Blankfein (Goldman Sachs), James Gorman (Morgan Stanley), Michael Corbat (Citigroup) i (Brian Moynihan (Bank of America) wyniosła wraz z nagrodami w 2014 roku – 90.5 miliona dolarów. Zarobki bankierów inwestycyjnych nadal idą w górę, ale w mniej dynamicznym tempie. Zdecydowanie mniej oprócz Jamie Dimona i Lloyda Blankfeina zarobili managerowie w ubiegłym roku niż w latach przed kryzysem. Także zmniejszyły się proporcje zarobków. I tak przed kryzysem wynagrodzenie szefów wynosiło 273-krotność przeciętnych zarobków, dzisiaj to już tylko 124-krotność.
W wymienionych wyżej instytucjach finansowych pensje szefów zależą zdecydowanie od wyników finansowych banków. I tak szefowie w niektórych przypadkach nie otrzymywali premii przez trzy kolejne lata.
Poziom wynagrodzenia wciąż jest zróżnicowany. Inny jest w bankach inwestycyjnych takich jak (Goldman Sachs, Morgan Stanley) i inny w bankach uniwersalnych, tradycyjnych z mocną sprzedażą detaliczną i bankowością korporacyjną.
Blankfein w dalszym ciągu jest ze swoja pensją wynoszącą 24 miliony dolarów rocznie liderem wśród najlepiej zarabiających managerów. Wszystko się może jednak zmienić, jeżeli zastosuje się zasadę proporcji , zaproponowaną już w zarobkach dla szwajcarskich bankierów, gdzie najwyższa pensja będzie mogła być 12- krotnie wyższa od średniej krajowej. Moim zdaniem zupełnie to nie dotyczy Wall Street, które rządzi się własnymi prawami.