Co chiński raport na temat handlu zagranicznego oznacza dla świata?

AktualnościWiadomościWywiady

Człowiek z czterema “wyrokami” – rozmowa z Piotrem Tymochowiczem

Rozmowa z Piotrem Tymochowiczem, specjalistą od wizerunku i marketingu politycznego

Pańska droga –jak pan podkreśla – do dzisiejszego sukcesu nie była usłana różami.
Od zawsze byłem zafascynowany teorią wywierania wpływu i dlatego próbowałem działać na przeróżnych polach. Na początku stworzyłem największą agencję ochrony, prowadziłem szkolenia dla zarządu PKP z języków obcych i zatrudniałem wtedy 3000 ludzi. Następnie zainteresowałem się modą i założyłem studio mody Pulsar. Równolegle zajmowałem się promowaniem technik szybkiego uczenia się i czytania, notowania nieliniowego. Wymyśliłem własną metodę notowania strumieniowego na bazie mindmaping’u Tony’ego Buzana. Wprowadziłem i rozwijałem teorie dotyczące języka ciała, technik manipulacyjnych i budowania wizerunku. Później zajmowałem się wyciąganiem ludzi z sekt religijnych. Jedna z nich wydała na mnie cztery wyroki śmierci, jak widać niewykonane. Zajmowałem się kościołem scjentologicznym, gdzie już natrafiłem na mur nie do przebicia. Niezależni psychologowie i tak ocenili, że miałem najwyższy wskaźnik skuteczności (mierzy liczbą powrotów w ciągu pół roku do sekt).

U podstaw pańskiego sukcesu w dziedzinie wizerunku i marketingu politycznego leży podobno fizyka?
Fizyką interesowałem od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Mój ojciec jest naukowcem fizykiem, więc miałem pewną łatwość w rozwijaniu tej pasji. Byłem zafascynowany fizyką teoretyczną i chciałem znaleźć odpowiedź na parę ważnych pytań. Jednak po dwóch latach nie dość, że nie znalazłem na żadne z tych pytań odpowiedzi, to i pytań powstało kilkaset razy więcej. Prawdę mówiąc od 20 lat bawię się swoją teorią, w której funkcje umysłu przedstawiam, jako makroukład kwantowy.

No dobrze, ale co ma piernik do wiatraka..
Mógłbym to wytłumaczyć, co ma, ale to zajęłoby sporo czasu. Sądzę, że dzisiaj jestem bardziej matematykiem niż fizykiem. Po latach doszedłem do przekonania, że nie ma sensu matematyzować psychologii. Bo matematyka nie nadaje się do opisywania procesów psychologicznych. Nie da się stworzyć wzoru na relacje międzyludzkie, na miłość, na cokolwiek…. Ale świat jest naw skroś matematyczny i to jest jego największy fenomen. Bo wszystko w nim daje się opisać matematycznie. W przypadku psychologii do jej opisu należy użyć matematyki zbiorów rozmytych. Inaczej mówiąc – około dwa plus około dwa równa się około pięć. Poznając matematykę zbiorów rozmytych doszedłem do wniosku, że definicje powinny być również rozmyte. Fizycy niedawno odkryli, ze pewne rzeczy nie mogą być ściśle zdefiniowane i to nie wynika z naszej niewiedzy, a z natury tego świata. Bo nie można ściśle zdefiniować położenia elektronu i ego szybkości. I postanowiłem stworzyć matematykę adekwatna do nieostrych, rozmytych definicji. I powiem nieskromnie, że mi się udało. Bo tymi narzędziami niespodziewanie udało się opisywać psychologię. W Stanach wydam wkrótce książkę, na temat modelu inicjacyjnego wszechświata. Jestem, więc fizykiem teoretykiem, chociaż bez dyplomu, bo studiowałem w Polsce, ale się zniechęciłem układami i atmosferą na uczelni i postanowiłem zostać fizykiem bez dyplomu.

Majstruje pan przy wizerunku czy uczy stąpania w polityce i biznesie tak, aby się nie przewrócić?

Bardzo trafnie pan to ujął. Proszę zauważyć, że niepowrotnie minął syndrom tak zwanej „polskiej złotej rączki”. Co prawda Polacy nadal znają się na wszystkim, ale wiedzą, że szkoda na wiele rzeczy czasu, bo czas to pieniądz. Bo być może sami potrafimy zreperować samochód, ale świat idzie w innym kierunku, a robiąc to sami tracimy czas i narażamy się na błędy. Nawiązuje do tego, bo podobnym obszarem jest kreowanie wizerunku, zajmowanie się PR i marketingiem. Te specjalizacje są tak daleko posunięte, że w tej chwili człowiek, który samodzielnie się za to bierze a nie ma doświadczenia, nie ma żadnych szans na sukces. Zdarza się, że jedna na kilkadziesiąt milionów osób jest naturalnym talentem, i się przebije, ale to są wyjątki.

Fascynuje pana fizyka, ale i tajemnice ludzkiego mózgu?
Zadziwiają mnie niektóre wnioski, do których dochodzę. Otóż popełniamy błąd, bo nam się wydaje, że skomplikowany twór, jakim jest mózg, składający się ze 100 miliardów neuronów, produkuje równie skomplikowane rozwiązania. Tymczasem ten twór ma tendencje do produkowania przerażająco prostych rozwiązań. Od lat rozwiązuje równania, które z początku wydawały mi się nie do rozwiązania. Uzyskane wyniki były dotąd kompletnie nieznane w psychologii i wstępnie absurdalne. Ale postanowiłem sprawdzić je przez ostatnie 20 lat w praktyce. I proszę sobie wyobrazić, że za każdym razem był to sukces zarówno w marketingu jak i marketingu politycznym i PR. Pierwszy raz trafiłem do sztabu Tymińskiego, skąd mnie wyrzucono. Ale się uparłem, że chce z nimi pracować…

Te dwadzieścia parę procent to była pańska zasługa…
Nie moim sukcesem była teczka. Wtedy zaproponowałem, aby dali mi jedno miasto gdzie zorganizuje wiec… Złośliwie dano mi Radom, bo myśleli, że tam nikt nie przyjdzie. Proszę sobie wyobrazić, że największy wiec miał Tymiński w Radomiu, gdzie przyszło kilkanaście tysięcy ludzi. Notabene w czarnej teczce było wydanie amerykańskiego Newsweeka z Wałęsą na okładce.

Najbardziej jest pan kojarzony z sukcesem i metamorfozą Leppera…
W sukces Leppera nikt nie wierzył. Na pierwszej konwencji Samoobrony powiedziałem, kochani mamy, co prawda 0.4 procenta, ale uwierzcie mi na słowo, że będziemy mieli powyżej 10 procent. Podchodzili do mnie ówcześni działacze wtedy jeszcze związku zawodowego i specjalnie nie ukrywali się z osądem, że uważają mnie za fantastę. Przypomnę tylko, że Samoobrona uzyskała wyborach do parlamentu w 2001 roku poparcie na poziomie 10.08 procenta.

Lepper był dobrym uczniem.
Posiadał oprócz wielu jedna cechę – bezwzględne posłuszeństwo wobec kreatora wizerunku. I jeżeli miałbym odpowiedzieć na pytanie jak skutecznie wywierać wpływ na innych to jak w przypadku Andrzeja, robić to tak by tego owe osoby nie zauważyłyby i myślały, że postępują wyłącznie zgodnie z własną wolną wolą ….

Czy to, co pan robi jest dobrym interesem?
Po pierwsze to jest bardziej pasja niż interes. Przed wyjazdem do USA postanowiłem zrobić szkolenie dla prostych obywateli, bo ciągle mam sygnały, że kogoś nie stać na moje usługi. Owszem za szkolenie indywidualne plącą mi teraz 3200 zł plus VAT. Mało kogo oprócz firm, prawdę mówiąc stać jest na tak wycenioną usługę. Wymyśliłem więc masowe szkolenie i postanowiłem nieść kaganek oświaty zaledwie za kilkaset złotych dla wszystkich chętnych, czyli zupełnie nie profitowe działanie. I posypały się maile i komentarze, w których zarzucano mi, że manipulator Tymochowicz chce wyciągać pieniądze i należy go zbojkotować…. A gdy już o biznesie mowa, to miałem występy w Stanach w Miami gdzie było 1300 osób i Boca Raton dla 980 osób. Za dwie godziny występu otrzymałem 300 tys. dolarów. Bilet kosztował 350 dolarów. Kto mi w Europie, czy bliżej w Polsce zapłaci 300 tys. dolarów za dwugodzinny występ….

Może nie ma jeszcze u nas tej świadomości, że warto inwestować w taką wiedzę..
Ja bym tego nie nazywał świadomością tylko wtórnym analfabetyzmem biznesowym, który jest wyznacznikiem tej tak zwanej świadomości. Jest słynna opowieść na ten temat. Siedzimy sobie w Nowym Jorku na Long Island, i ktoś powiada, że Johnny otworzył właśnie super knajpkę i proponuje abyśmy się tam przenieśli… Dajmy mu zarobić. I idziemy… A w Polsce na Starówce po takiej informacji owszem udamy się, ale po to, aby na krzywy ryj się najeść i napić….

To specyfika polskiego piekiełka…
Trochę też. Na całym świecie jest coś takiego jak kompensacja, delikatna symetria i równowaga. Ludzie w mediach bywają podobnie agresywni. Ale istnieje coś takiego jak ogólnie przyjęta presja społeczna. To znaczy, jeżeli ktoś się wypowie w duchu ostrym, że należy kogoś wieszać na latarniach, cytat jednego z polityków polskich – „pedałów należałoby wieszać na latarniach „ – to w normalnym cywilizowanym świecie byłoby to ostatnie zdanie publicznie wypowiedziane przez taką osobę, czy polityka. Presja publiczna i medialna jest tam tak silna, że ta osoba nie będzie dopuszczona do publicznej wypowiedzi. W Stanach, gdy się powie coś o czarnych lub kobietach, coś niepopularnego, obraźliwego, to jest się trupem medialnym. To jest koniec. Bo tam silna jest presja… W Polsce można założyć wydawnictwo i wydawać publikacje obrażające wszystkie narodowości i religie. Bo u nas nie ma kompensacji negatywów. Bo dzisiaj świeci słońce jest pięknie, bo jest równowaga. I podobnie jest w tych obszarach, którymi się zajmuję. Jest pewna równowaga, bo z jednej strony jest wolność słowa, strategia wypowiedzi, oczekiwanie, ale z drugiej strony istnieje gigantyczna siła przeciwna. Depresja i śmierć medialna. Większość z nas ma instynkt samozachowawczy. W Polsce nie ma tej kompensacji, cokolwiek pan powie, cokolwiek Pan zrobi, w zasadzie to nie ma żadnego znaczenia. Nikt pana nie ukarze, nikt nie wykluczy, nie jest pan skazany na ostracyzm ani zawodowy ani towarzyski.
– W obliczu wszędobylskich mediów, kamer, mikrofonów, mediów społecznościowych nie można sobie pozwolić na jakąś „wtopę” medialna?
– Zjawiskiem oczywistym jest, że media są wszędzie obecne. Rzeczą niepokojącą jest że wyostrzył się obraz mediów w kierunku negatywnym, bo przestał opinię publiczną interesować pozytywny przekaz. Ten wywiad byłby bardziej poczytny i interesujący dla czytelników gdybym odkrył karty i pokazał jakim jestem sukinsynem, a nie opowiadał dyrdymały, jak ważna jest dla mnie działalność charytatywna, i ilu osobom pomogłem. Bo to jest tak zwana martwa informacja. Gdybym zaczął ze szczegółami opowiadać o czarnym PR, jak dokonuje i uczę manipulacji, jak należy być bezwzględnym w życiu zawodowym ilu ludzi i kogo wymieniając z nazwiska udało mi się zniszczyć to byłby super temat i świetny nośnik w mediach. A jednocześnie mało interesującą byłaby dla czytelników informacja ile osób udało mi się wykreować…

W pańskich wypowiedziach pojawia się atraktor, jako istotny czynnik sukcesu.
Mnie zawsze byli potrzebni ludzi zainteresowani wywieraniem wpływu i to nie tylko w polityce. Poszukiwałem dla swoich klientów atraktorów, czyli próbowałem definiować w marketingu politycznym pewne ogniska i punkty, które natychmiast przyciągałyby zainteresowanie ludzi i mediów, i okazywały w odpowiednim świetle danego kandydata. Atraktor powinien być trwałym atraktorem. Wymyśliłem sobie całą teorie o trwałych atraktorach, co zrobić, aby zainteresowanie taka pozostająca w centrum zainteresowania osoba nie minęło i żeby cały czas ogniskował. I to się sprawdziło w praktyce. 95 procent mojego biznesu to są banki i firmy farmaceutyczne, a marketing polityczny, kreowanie wizerunku to jest tylko 5 procent mojego biznesu. A w mediach jestem przedstawiany, jako ten, który nic innego nie robi jak tylko kreuje polityków. Ja mam tę fajną satysfakcję, że udało mi się zrobić dużo dobrych rzeczy dla firm farmaceutycznych. Ale nie mogę mówić o szczegółach, bo to tajemnica handlowa. Marketing polityczny to jest absolutny margines mojej działalności.

Nie świerzbiło pana, aby wejść do świata wielkiej polityki?
Nie, bo to jest tak jakby położyło się dobrowolnie głowę pod gilotyną. Przed każdymi wyborami, obywatele jak ogórki kiszą się we własnym sosie, co rusz podnosząc, że czas na zmiany, koniec z tymi złodziejami, koniec z sitwą i wybierzemy naszych. Kiedy już wybiorą, to okazuje się, że po paru miesiącach ci dotychczasowi „nasi” już są określani, jako „oni”, którzy są tak swojscy i kochani jak desant z Marsa. Politycy to nie jest element integralny społeczeństwa. Ludzi nie wiedzą, że patrząc na polityków patrzą w lustro. I mało, komu przyjdzie do głowy, że zmiany trzeba zaczynać od siebie, bo jak my się nie zmienimy to i politycy się nie zmienia, bo jak? Dlatego uświadomiłem sobie, że jak mam być wrogiem ludu to wystarczy, że będę bogaty i nie musze koniecznie być politykiem.

Ile prawdy jest w ty, ze postanowił pan emigrować do Stanów na trwałe?
Na Florydzie mam swoją firmę i otwieram gigantyczny biznes z całą siecią różnych przedsięwzięć. Jednym z nich jest bank istot ludzkich. Mamy bank roślin na Antarktydzie a w XXI wieku nie mamy banku istot ludzkich.

Brzmi to jak szarlataneria…
Z moich teorii wynika, że potrafimy na trwale zapisać naszą świadomość. To tylko kwestia czasu, kiedy to nastąpi. Z tego świata codziennie odchodzą wielcy ludzie i największą tragedią nie jest to, że oni nie żyją, ale fakt, że wraz z nimi pogrzebaliśmy ich całe doświadczenie życiowe i wiedzę. Czas najwyższy, aby te wiedzę spersonalizować. Żeby razem z człowiekiem nie przemijała cała jego wiedza, a interaktywnie była dostępna dla innych. I stąd idea banku istot ludzkich. Próbowałem to zrobić w Polsce to mnie wyśmiano. I oceniono, że chce na tym wyłącznie zrobić biznes. Amerykanie chętnie słuchają o tajnikach charyzmy, a ja zbieram pieniądze na opatentowanie własnej idei nieśmiertelności, opartej na najnowszych technologiach. Tylko tym razem żadnej giełdy, żad¬nych inwestorów. Ale to nie główny powód, dlaczego postanowiłem emigrować. Obywatel naszego kraju ma przeciwko sobie trzy wrogie supermocarstwa … z punktu widzenia jednostki. Strukturę organizacji państwa w postaci urzędów skarbowych, sądownictwa i prokuratury, czyli chory polski wymiar sprawiedliwości, oraz sąsiadów i współobywateli. I z tym nie mogę się pogodzić…

Polecane artykuły
Aktualnościataki cyberCheck PointWiadomości

Pożary w LA oraz kody QR. Wyłudzono dane 80 osób!

AktualnościWiadomości

Richemont błyszczy rekordową sprzedażą w kwartale świątecznym

AktualnościWiadomości

Niemcy gromadzą na swoich kontach biliony euro

Aktualnoście-commerceWiadomości

Akcje Zalando rosną po dobrych danych biznesowych

Zapisz się do Newslettera
Bądź na bieżąco i otrzymuj najnowsze artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *